Potykając się, można zajść daleko; nie wolno tylko upaść i nie podnieść się.-Johann Wolfgang von Goethe

Niesamowita historia Cliffa Younga

Niesamowita historia Cliffa Younga

Co roku w Australii organizowany jest zabójczy bieg wytrzymałościowy o długości 875 km (osiemset siedemdziesiąt pięć kilometrów !!!) z Sydney do Melbourne. Mówi się o nim, że jest najbardziej wyczerpującym ze wszystkich ultramaratonów na świecie.

Dlaczego najbardziej wyczerpujący?

Bo najlepsi potrzebują 6-7 dni, by go przebiec.

Chyba tylko ludzie, którzy przebiegli kiedyś w swoim życiu morderczy dystans maratonu (42km), potrafią tak naprawdę wyobrazić sobie nierealną skalę tego australijskiego przedsięwzięcia. Jest tak hardkorowe, że tylko najlepsi na świecie atleci mają wystarczające jaja, by się go podjąć i robią to tylko po wieloletnim treningu, przygotowując się specjalnie do tego wyzwania. O ultramaratonie mówi się w wypadku biegów powyżej dystansu maratońskiego, o przechodzących ludzkie siły dystansach 5okm, 100km. Natomiast tu mamy do czynienia z 21-krotnym dystansem maratońskim. W takim wypadku o wiele bardziej poprawnym określeniem byłoby słowo„obłęd”.

Dla lepszego zrozumienia: biegacze, którzy zwykle biorą udział w tym ultramaratonie, mają poniżej 30 lat. Są u szczytu swojej wydolności, mają za sobą historię sportowych sukcesów, wyczynowe doświadczenie i głęboką ekspertyzę, są sponsorowani przez wielkie korporacje, wyposażające ich w najlepszy, najdroższy sprzęt.

Właśnie dlatego historia jaką przeczytasz,  jest tak niewiarygodna, ale jednak prawdziwa.

Ta niesamowita historia ma miejsce w roku 1983, kiedy podczas kolejnej edycji biegu Sydney-Melbourne ci właśnie topowi biegacze skonfrontowani są z niespodzianką. Przed startem pojawił się facet o nazwisku Cliff Young. Z początku nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy myśleli, że jest jednym z wielu kibiców, przyglądających się przygotowaniom do startu tego morderczego biegu. W końcu miał 61 lat, był ubrany w kombinezon roboczy, a na swoich roboczych butach nosił kalosze.

Ale Cliff Young chciał wziąć udział w biegu. Kiedy podszedł do stolika, by odebrać swój numer, stało się jasne dla każdego, że ma zamiar przyłączyć się do 150-u światowej klasy atletów i biec. Wówczas jeszcze biegacze ci nie wiedzieli o innym zadziwiającym fakcie: jedynym trenerem Cliffa była jego 81-letnia matka.

Każdy myślał, że to żart, jakiś chwyt reklamowy, że facet się popisuje, pewnie prowokator, jakiś stary frustrat, który chce za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Ale prasa i media zainteresowały się nim i kiedy stanął w towarzystwie profesjonalnie wyposażonych biegaczy, kamera telewizyjna zrobiła zbliżenie na niego, uwypuklając kolosalny kontrast w stosunku do reszty grupy.

„Kim jesteś i co tu robisz?”

„Jestem Cliff Young. Jestem z dużego rancza za Melbourne, gdzie hodujemy owce i uprawiamy kartofle.”

„Naprawdę chcesz wziąć udział w tym wyścigu?”

„Tak”, przytaknął.

„Chyba zwariowałeś. Nie ma takiej możliwości, że go przebiegniesz.”

Ich powątpiewanie nie zaszokowało go, bez wahania udzielił tej zdumewiającej odpowiedzi:

„Tak, przebiegnę”, powiedział. „Wychowłem się na farmie, gdzie nie było nas stać na konie albo traktory i przez całe moje życie – aż do czasu, kiedy cztery lata temu zarobiliśmy w końcu trochę pieniędzy i kupiliśmy traktor – zawsze kiedy przyszły burze, musiałem wychodzić w pole, by zgonić owce. Mieliśmy 800 hektarów ziemi i 2.000 owiec. Nieraz musiałem za nimi ganiać przez dwa albo trzy dni. Trwało to bardzo długo, ale zawsze je w końcu dorwałem. Myślę, że mogę przebiec ten wyścig; to tylko dwa dni więcej. Pięć dni. Ganiałem za owcami przez trzy.”

Kiedy wyścig ruszył, profesjonaliści zostawili za sobą faceta w kaloszach. Tłum kibiców miał niezły ubaw, ponieważ facet nawet nie biegł poprawnie. Zamiast biec, jakby truchtał, powłócząc nogami jak amator.

Otóż 61-letni, bezzębny rolnik wystartował w ultramaratonie ze światową czołówką atletów. W całej Australii, ludzie oglądający relację telewizyjną na żywo modlili się, by ktoś powstrzymał tego wariata przed dalszym biegiem, bo każdy myślał, że umrze zanim nawet osiągnie półmetek.

Każdy z profesjonalnych atletów wiedział, że potrzeba około 7 dni na dobiegnięcie do mety, a żeby ukończyć wyścig żywym należy w nocy spać minimum 6 godzin, regenerując siły po morderczym wysiłku dnia, a resztę czasu wykorzystywać w jak największej części na bieg. Tak mówiła medycyna i wieloletnie doświadczenie fizjologów sportowych. Ale Cliff Young o tym nie wiedział!

Poranne wiadomości drugiego dnia wyścigu obdarowały widzów następną niespodzianką: Cliff Young był w dalszym ciągu w wyścigu i okazało się, że przez całą noc biegł aż do miasta Mittagong.

Najwyraźniej Cliff nie zatrzymał się po pierwszym dniu. Mimo że w dalszym ciągu był daleko za czołówką, po prostu biegł dalej. Nawet znalazł siłę i czas, by machać widzom stojącym przy trasie.

Kiedy dobiegł do Albury zapytano się go o jego taktykę na resztę wyścigu. Nie uwierzycie co odpowiedział! Odpowiedział, że po prostu ma zamiar biec tak długo, aż dobiegnie do mety, bez spania!

Biegł i biegł i biegł. Każdej nocy był coraz bliżej czołówki. W ciągu ostatniej nocy przegonił wszystkich światowej klasy atletów. Ostatniego dnia to on prowadził w wyścigu. Nie tylko dał radę przebiec morderczy wyścig Sydney-Melbourne w wieku 61 lat i nie umrzeć. Nie, ku zaskoczeniu widzów, to właśnie on wygrał ten wyścig, bijąc przy tym rekord czasowy o 9 godzin i stając się narodowym bohaterem! Australijczycy zakochali się w tym 61-letnim rolniku, który pojawił się znikąd, by pokonać najlepszych długodystansowców świata.

Przebiegł 875 kilometrów wyścigu w 5 dni, 15 godzin i 4 minut, nie wiedząc, że powinien spać w nocy. Powiedział, że podczas biegu wyobrażał sobie, że goni za owcami, by zdążyć przed nadchodzącą burzą.

Kiedy Cliff otrzymał $10.000 nagrody za zwycięstwo, powiedział, że nie wiedział, że jest jakaś nagroda i twierdził, że nie wystartował ze względu na pieniądze. Powiedział „W wyścigu biegnie jeszcze pięciu uczestników, którzy zresztą moim zdaniem są twardsi ode mnie” i dał każdemu z nich po $2.000, nie pozostawiając ani centa dla siebie. Ten czyn ujął serca całej Australii. Cliff był skromnym, zwykłym facetem, który podjął się wyjątkowego wyzwania i został narodową sensacją. Jeszcze w tym samym roku stworzono sześciodniowy ultramaraton, który nazwano jego imieniem.

Cliff był najstarszym człowiekiem w historii, który wygrał ultramaraton. Jego styl biegania został zaadoptowany przez współczesnych ultra-długodystansowców i nazywany Cliff-Young-Shuffle (styl powłóczący Cliffa Younga). Jest uznany za bardziej aerodynamiczny, wymagający mniejszego wkładu energii i lepiej pozwala chronić stawy i kości przed obrażeniami wynikającymi z przeciążenia. Przynajmniej trzech późniejszych zwycięzców biegu Sydney-Melbourne używało tego stylu, by odnieść zwycięstwo.Obecnie w tym biegu prawie nikt nie robi przerw na spanie. Aby wygrać ten wyścig, musisz biec jak Cliff Young, zarówno w dzień jak i w nocy.

Czy Cliff Young był indywidualistą?

Zdecydowanie tak!

Co sprawiło, że odniósł tak spektakularny sukces?

Dziecięca naiwność: „Przecież biegam za swoimi owcami nieraz przez trzy dni. Dwa-trzy dni więcej nie powinno być problemem”. Jak się później okazało, miał na myśli, że biega za owcami 3 dni non-stop, nie robiąc nawet przerwy na sen.

Zdrowa ignorancja: Cliff nie wiedział, że trzeba spać minimum po 6 godzin, żeby przeżyć ten morderczy bieg. On po prostu biegł, aż dobiegł do mety. Indywidualiści robią rzeczy których jeszcze nikt nie dokonał, nawet nie próbował dokonać, bo nie wiedzą, że są niemożliwe.

Niezłomna siła woli i wiara w siebie: Żadne negatywne komentarze prasy i śmiech widzów po starcie do wyścigu nie zdołały jej zmniejszyć.

Indywidualizm: Cliff nie wzorował się na najlepszych, nie starał się im dorównać, bo nie pokonałby najlepszych na świecie trzydziestolatków biegnąc ich sposobem. On po prostu wierzył w to, co wie i co potrafi by iść swoją drogą. I tylko w swój niekonwencjonal sposób mógł odnieść prawdziwie niepowtarzalny sukces, wynik na jakościowo całkowicie innym poziomie niż wszystko, co do tej pory zostało osiągnięte. Sukces tak wielki, że to na nim się później wzorowano.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Więcej w tej kategorii:

Media

Reklama

Początek strony