Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód.- Martin Luther King

„(..) Pieniądze, które zarabiam, nie są dla mnie żadnym argumentem.

Pieniądz jest użyteczny, tylko tyle, o ile służy dla praktycznego poparcia zasady, że biznes ma prawo istnieć wyłącznie ze względu na świadczenie usług i pełnienie służby wobec społeczeństwa, tym samym traci swoje prawo istnienia, jeśli nie jest pożyteczny dla ogółu. Udowodniłem to samochodami i traktorami. Mam zamiar udowodnić to kolejami i przedsiębiorstwami użyteczności publicznej – nie dla osobistego zadowolenia ani dla pieniędzy (…).  Chcę to udowodnić, by każdy z nas mógł poprawić swój dobrobyt i byśmy wszyscy mogli żyć lepiej (…)” – pisał Henry Ford w swojej autobiografii  „Moje życie i dzieło”.

ford5O historii jego życia krążą legendy, stał się wzorem człowieka, który osiągnął spektakularny sukces. Jego kariera „od pucybuta do milionera” jest inspiracją dla wielu przedsiębiorczych młodych ludzi, zaś o jego stylu zarządzania do dziś uczą się studenci ekonomii. W czasach chaosu dał pracę tysiącom ludzi (dobrze płatną i zaledwie ośmiogodzinną, podczas gdy standardem było dwanaście godzin), znany był jako dobroczyńca nędzarzy, robotników rolnych, moralista, filozof, właściciel wielkich fabryk. Był także ideologiem, zaś dzieło przez niego zapoczątkowane kontynuuje po dziś dzień firma Ford Motor Company, a także Fundacja Forda. W jaki jednak sposób biednemu synowi farmera z Michigan udało się wznieść na szczyt?

Urodzony w 1963 roku Henry, mając dwanaście lat, po raz pierwszy zobaczył dziwny pojazd bez koni – lokomotywę drogową. Zawsze lubił majsterkować, pociągała go idea innowacji i ulepszeń, dlatego też szybko wdał się w rozmowę z maszynistą. Być może to właśnie wówczas jego los stał się przesądzony …

W wieku piętnastu lat umiał już naprawić nawet najbardziej skomplikowane mechanizmy zegarków, mając siedemnaście – odbywał praktykę w fabryce, zaś nocami naprawiał zegarki w sklepie jubilerskim. Po skończeniu praktyk, rozpoczął pracę z przedstawicielem Westinghouse Company, jako ekspert od budowy i naprawy lokomotyw drogowych. Jednak to samochody go pociągały, intensywnie pracował zatem nad modelem swojego pojazdu. Wkrótce został głównym inżynierem w Detroit Automobile Company po to, by odejść stamtąd kwitując ten fakt stwierdzeniem: „Nigdy więcej nie pójdę pod niczyje rozkazy”.

ford6Z pragnienia, by uczynić z luksusowego przedmiotu, jakim był samochód, rzecz codziennego użytku, powstała Ford Motor Company. Został tam „wiceprezydentem, rysownikiem, pierwszym mechanikiem, inspektorem i generalnym dyrektorem”. Kapitał Towarzystwa wynosił 100 000 dolarów, z czego Ford wniósł jedną czwartą. Jego plan na rozwój był prosty – wszystkie zarobione pieniądze wkładać w akcje firmy, zdobyć pakiet kontrolny i tym samym władzę. W 1906 roku miał już pakiet większościowy, czyli 51 procent akcji, wkrótce portfel powiększył się o kolejne kilka procent, a w 1919 roku jego syn wykupił pozostałe 41,5 proc. Tym samym Ford Motor Company stał się własnością Henry Forda i jego spadkobiercy.

W międzyczasie zyskał sławę jako ten, który dał robotnikom najwyższe zarobki – pięć dolarów dziennie oraz ograniczył dniówkę do ośmiu godzin. W branży, nastawionej na wyzysk robotników wybuchła panika. Konkurencyjne firmy nazywały Forda szaleńcem i pozywały go do sądu za zniszczenie dotychczasowego ładu. Henry Ford nic sobie jednak z tego nie robił.

ford2W momencie wypowiedzenia wojny, oddał swoje zakłady do dyspozycji rządu: tak powstawały ambulanse Forda, motory „Liberty”, stalowe hełmy i łodzie służące zwalczaniu łodzi podwodnych. Jako jeden z nielicznych wzbogacił się na wojnie. W 1921 roku, już jako właściciel ogromnego przedsiębiorstwa i majątku przejął kolej Detroit-Toledo-Ironton. W 1936 roku udało mu się uchronić przed wojenną zawieruchą kapitał, tworząc Fundację Forda.

W pamięci przetrwał do dziś, jako osoba kontrowersyjna – z jednej strony, jako dobroczyńca robotników, z drugiej zaś, jako zwolennik przemiany pracownika w bezmyślny automat, stojący przy przesuwającej się taśmie.

Henry Ford zmarł w wieku osiemdziesięciu czterech lat, zaś biznes przejęli jego spadkobiercy. Firma Ford Motor Company, druga po General Motors, a także Fundacja Forda działające do dziś, są symbolem wielkości Forda, pomnikiem jego geniuszu i dowodem, że innowacja i nieustanny rozwój są czynnikami sukcesu.

 

 

Anty-Guru: Napoleon Hill

Artykuł ten pierwotnie powstawał w cyklu Fake Guru, ale im bardziej zgłębiałem historię Napoleona Hilla, tym bardziej oczywiste stawało się, że jest to osoba klasyfikująca się do innej kategorii. Dla przypomnienia – Fake Guru dotyczyć miało ludzi firmujących rzeczy szkodliwe lub wprowadzające błąd, ale o stosunkowo czystej historii. Guru szczerze wierzących w swoje kazania, w jakimś sensie ofiary własnych fantazji… Im więcej odkrywałem o Hillu, tym bardziej oczywiste stawało się to,  że nie jest on żadną ofiarą, tylko – na swój sposób wybitnym – oszustem.

Źródło: Wikipedia

 

Napoleon Hill jest dla wielu osób esencją rozwoju osobistego. Jego „Myśl i Bogać Się”, mające być analizą ścieżki do sukcesu majętnych ludzi, jest na liście absolutnie polecanych lektur praktycznie wszystkich MLMów, wielu szkół coachingu czy w bibliotekach dużej części trenerów rozwoju osobistego. Niektórzy uważają wręcz, że to Hill stworzył gatunek rozwoju osobistego i samopomocy w literaturze. Twierdzenie to jest fałszywe, takie nurty funkcjonowały na długo przed narodzinami Hilla i on sam czerpał z nich garściami. Jednak niewątpliwie ogromny sukces jego książki miał duże znaczenie dla uczynienia z rozwoju osobistego wielkiego biznesu. Można śmiało powiedzieć, że bez Hilla nie byłoby większości postaci z Anty-Guru! (Czy może raczej, większość z nich skończyłaby jako kaznodzieje albo sprzedawcy używanych samochodów.)

 

Przyglądając się historii Napoleona Hilla, szalenie trudno oddzielić fakt od fantazji. Hill jest dosłownie człowiekiem, który sam stworzył swoje sukcesy – w rozumieniu tego, że siadł sobie w fotelu i wymyślił jakie rzekome sukcesy miał mieć, po czym zaczął je głosić. Co jakiś czas wracał do tej taktyki, wymyślał nowe sukcesy – zwłaszcza takie, którym nikt nie mógł zaprzeczyć, bo np. osoby których miały dotyczyć już nie żyły.

Dziś może się to wydawać niesamowite i trudne do uwierzenia. W epoce wszechobecnego internetu taka fikcja zostanie zidentyfikowana od razu, prawda? Cóż, jak przytaczałem w „Dziwnej opowieści o pewnym trenerze” i dzisiaj można stworzyć sobie całkiem przekonującą fikcyjną tożsamość i większość zainteresowanych nie odróżni jej od prawdziwej. A w pierwszej połowie XX wieku? Hulaj dusza, piekła nie ma!  Nawet jeśli w jednej gazecie pojawiały się opisy czyichś oszustw, wystarczało przenieść się do sąsiedniego stanu. Stróże prawa i sądy również nie były zbyt dobrze skomunikowane, nie mówiąc o jakichś publicznie dostępnych archiwach. A jeśli nawet ktoś próbował przycisnąć rozmówce, zawsze można się było wymawiać – tak jak robił to Napoleon Hill – tajemniczymi pożarami, które zupełnym przypadkiem zniszczyły wszelkie dowody na jego współpracę z ludźmi, na których prestiż się powoływał. Te wszystkie zdjęcia, listy, pochwały przypadkiem poszły z dymem, a sami zainteresowani z jakiegoś powodu nigdy o Hillu nie wspominali. Zapewne zapomnieli…

 

Ze względu na te kłopoty z weryfikacją historii Hilla, nawet to co napiszę poniżej musi być brane z dużym dystansem – jest nieco silnych dowodów na pewne elementy tych historii i tam gdzie są będę się do nich odwoływał, ale wiele z tego co pisze może być niestety elementem wizerunku kreowanego przez Hilla wokół siebie.

 

Zacznijmy więc od tego oficjalnego wizerunku, opisanego w biografii wydanej przez jego instytut. Brzmi on dość cukierkowo – Napoleon Hill urodził się w biednej rodzinie, w młodym wieku zaczął pisać do gazet. Dzięki temu udało mu się przeprowadzić wywiad ze słynnym milionerem Andrewem Carnegie, który zlecił mu zbadanie formuły na osiągnięcie sukcesu. W tym celu Hill na zlecenie Carnegiego przeprowadził wywiady z ponad 500 ludźmi sukcesu takimi jak Thomas Edison, Henry Ford czy John D. Rockefeller. Wyniki tej pracy opublikował w swoim przełomowym cyklu bestsellerów „Prawa Sukcesu” (oraz późniejszych książkach, w tym najsłynniejszej obecnie „Myśl i bogać się”), który zapewnił mu ogromny sukces. Po drodze Hill miał też okazje m.in. doradzać dwóm prezydentom (Woodrowowi Wilsonowi oraz Franklinowi Delano Rooseveltowi, za którego słynny slogan „Nie mamy się czego obawiać, poza samym strachem” Carnegie miał być odpowiedzialny.) Resztę życia spędził na wykładach promujących wyniki swojej pracy.

 

Tyle oficjalna historia. W rzeczywistości nie ma żadnych dowodów, że Hill kiedykolwiek spotkał się z kimkolwiek z ludzi na których się powoływał. (Za wyjątkiem Thomasa Edisona, którego spotkał na targach branżowych organizowanych przez tego drugiego – wspólne zdjęcie z tych targów było później uporczywie używane w materiałach reklamowych Hilla). Większość z tych rzekomych kontaktów – w tym wywiad z Andrewem Carnegie i zadanie jakie od niego miał otrzymać – pojawiała się w zapiskach czy materiałach reklamowych Hilla długo po śmierci zainteresowanych osób. Czemu Hill miałby czekać 12 lat, od wywiadu w 1908, aż do lat 20-tych XX wieku, aby wspomnieć o tej współpracy? Fakt, że Andrew Carnegie zmarł w 1919 jest tu pewną wskazówką. Wszystko wskazuje na to, że tak jak inne elementy historii Napoleona Hilla, tak cała współpraca z Carnegie’m jest po prostu zgrabną bajką.

 

Oliver Napoleon Hill urodził się faktycznie w biednym małym miasteczku. Syn dentysty-samouka, od dzieciństwa był dość niesforny, ale jego macocha (matka zmarła gdy miał dziewięć lat) mocno naciskała na jego wykształcenie. To przełożyło się na jego pierwszą pracę – pisywanie wiadomości do lokalnych gazet. Już wtedy pojawił się u niego ciekawy trend – gdy nie było akurat żadnych ciekawych wiadomości do opisania, wymyślał je i sprzedawał takie fikcyjne artykuły do gazet. (Ciekawostka, która mogła mieć wpływ na późniejsze życie Hilla – jego ojciec, jak wspomniałem, był dentystą samoukiem, bez prawa do wykonywania zawodu – choć gdy państwo w końcu go na tym przyłapało, zreflektował się, w wieku 40 lat poszedł na uczelnie i założył później legalną praktykę. Hilla jednak już wtedy dawno w domu nie było.)

Po skończeniu liceum uczęszczał na uczelnię biznesową, a następnie zaczął pracować jako urzędnik dla magnata węglowego, Rufusa Ayresa. (Rufus był, prawdopodobnie, najbliższym kontaktem z ludźmi sukcesu, jakiego Hill faktycznie doświadczył.) W kopalni dość szybko awansował – istnieją pewne sugestie, że pomogło tutaj sprawne zamiecenie pod dywan śmierci czarnoskórego gońca hotelowego, w którą uwikłany był dotychczasowy menadżer kopalni.

Hill miał jednak kłopoty z usiedzeniem dłużej w jednym miejscu. Szybko rzucił pracę dla Ayresa i wybrał się na studia prawnicze, na których próbował się utrzymywać jako dziennikarz oraz menadżer sprzedaży w tartaku. W tym czasie również po raz drugi się ożenił (pierwsze jego małżeństwo miało miejsce gdy miał 15 lat, ale szybko zostało anulowane – dziecko, które było jego powodem rzekomo była jednak innego ojca). To drugie małżeństwo, mimo szybkich narodzin córki, nie było zbyt szczęśliwe – wniesiona pięć lat później sprawa rozwodowa wymieniała niezliczone zdrady Hilla z prostytutkami, oraz liczne akty przemocy wobec żony i dziecka jako podstawę do rozwodu. Co ciekawe właśnie ten okres, 1903-1908 jest w oficjalnej biografii Hilla w zasadzie przeskoczony.

W tym samym 1908 roku Hill został również aresztowany pod podejrzeniem fałszowania czeków (później został oczyszczony z zarzutów). To oskarżenie było jednak jedynie przedsmakiem czegoś większego – Hill przez ostatnie lata uprawiał bowiem oszustwo na wielką skalę. Skupował drewno na kredyt w jednych stanach i opychał je za grosze w innych – oczywiście nie spłacając wierzycieli. Unikając wierzycieli, Hill uciekł do Waszyngtonu, licząc, że w innym stanie uda mu się uniknąć wierzycieli i stróżów prawa.

 

To właśnie w Waszyngtonie Oliver N. Hill przepoczwarzył się w Napoleona Hilla, przedstawiając się jako edukator, mistrz sprzedaży oraz  – ciągle podążając za modą – ekspert od samochodów. W stolicy USA dołączył do Waszyngtońskiego Klubu Automobilowego i założył Uczelnię Automobilową w Waszyngtonie – „szkołę” która miała w ciągu sześciu tygodni uczynić z każdego mechanika samochodowego zdolnego tworzyć własne samochody. Rekrutacja do szkoły przypominała jak żywo współczesne rekrutacje do MLMów (zarabiaj od 75 do 200 dolarów tygodniowo! [pamiętajcie o inflacji, 200 dolarów w 1909 to około 5000 dolarów dzisiaj]), ale Hill był tu cwańszy od typowego założyciela MLM. Jego „uczniowie” stanowili bowiem tak naprawdę darmową siłę roboczą, „uczyli się” produkując samochody, które Hill dalej sprzedawał do Carter Motor Company – i jeszcze mu za to płacili!

Mniej więcej w tym okresie Hill żeni się po raz trzeci. Rok później na świat przychodzi kolejne dziecko, ale Hill ma w tym czasie inne problemy. Po pierwszych sukcesach rynkowych w 1909 i 1910, jego „szkoła” dostała biznesowej zadyszki – partnerzy biznesowi masowo go opuszczali (jeden z nich oskarżył go o kradzież samochodu, co skończyło się aresztowaniem Hilla). Carter Motor Company zbankrutowała w 1912 (trudno nie zakładać, że samochody produkowane przez amatorów nie miały z tym jakiegoś związku). Byli „studenci” nie mogąc znaleźć zatrudnienia zaczynali oskarżać firmę o oszustwo. Napoleon jednak się nie poddawał – jego szkoła mechaników samochodowych zmieniła się w szkołę sprzedawców samochodów! Nie pomogło to – mimo dużych pożyczek bankowych i wsparcia finansowego od rodziców żony, szkoła padła w tym samym roku.

W tym samym czasie w rodzinie Hillów rodzi się kolejne dziecko, tym razem niesłyszące. Napoleon, wierząc w siłę motywacji, w czymś co łaskawie można nazwać aktem wyjątkowej głupoty (a trafniej, po prostu aktem wyjątkowego okrucieństwa) odmawia swojemu dziecku nauki języka migowego, będąc przeświadczony, że w jakiś magiczny sposób nauczy je słyszeć i mówić.  Równocześnie Hill postanawia poszukać szczęścia w Chicago.

 

Tam najpierw pracuje na posadzie załatwionej dzięki rodzinie żony (równocześnie przedstawia się jako praktykujący prawnik, mimo, że nigdy nie skończył prawa). W 1915 rezygnuje z niej i z dwójką partnerów wchodzą do branży cukierniczej. Partnerzy szybko się poróżniają z jakiegoś powodu (Sam Hill twierdzi, że został oszukany, aresztowany pod fałszywymi zarzutami, zmuszony do rezygnacji ze swoich udziałów i że wygrał później sprawę z byłymi partnerami – brak jednak dowodów na taki obrót sprawy.) Jeszcze w tym samym roku Hill zakłada w Chicago Instytut George’a Waszyngtona na którym wykłada „zasady sukcesu” oraz „pewność siebie”. Uczniowie szybko zaczęli oskarżać uczelnie o oszustwo, a Biuro Lepszego Biznesu (BBB, non-profit dbający o standardy biznesowe) wszczął dochodzenie w sprawie machlojek przy sprzedaży akcji Instytutu. Równolegle Hill założył zresztą poważnie brzmiące First National Trust Association, parabank który oferował studentom oprocentowane kredyty… na kursy w szkole Hilla. Na początku 1918 został aresztowany w związku z całą sprawą, choć udało mu się wymigać za kaucją.

Sam Hill przedstawia te lata nieco inaczej. W swojej nieopublikowanej autobiografii twierdzi, że zgłosił się do niego prezydent Woodrow Wilson, chcąc jego pomocy. Hill rzekomo odmówił przyjmowania pensji, ale miał doradzać Wilsonowi w działaniach propagandowych, a nawet być w Bialym Domu gdy Wilson otrzymał dokument z niemieckim zawieszeniem broni. Nie trzeba dodawać, że nie ma żadnych dowodów na jakiekolwiek spotkanie między Wilsonem a Hillem, obecność Hilla w Białym Domu, a sam Hill nie wspominał o tej historii póki żył ktokolwiek, kto mógł jej zaprzeczyć. Co więcej, zachowane egzemplarze publikacji Hilla z tego okresu wyraźnie wskazują na inny opis sytuacji – ten sam dzień opisuje jako dzień gdy był prawie bez grosza, ale chwyciła go inspiracja i zaczął wtedy rzekomo pisać swój newsletter (wtedy ten termin oznaczał jeszcze niskonakładowe pismo dla prenumeratorów) „Złota Reguła Hilla”.

Pismo to służyło głównie manipulatywnym reklamom, oferującym złote góry dla naiwnych inwestorów w różne machlojki. Ledwie rok później Hill miał już w związku z tym problemy z Federalną Komisją Handlu (odpowiednik naszego UOKiK). Hill niewzruszony założył drugi, bardzo podobny newsletter „Prawdę”, równocześnie kontynuując wydawanie „Złotej Reguły.” To wtedy odkrył dobry sposób na wypromowanie się w mediach – zaczął przyznawać „Złote Medale” dla różnych osób, rzekomo w oparciu o głosy (całkowicie wyssanych z palca) 150 tysięcy prenumeratorów swojego newslettera. Media, jak to media, rzuciły się na wiadomość, dając Hillowi dawkę sporej, darmowej promocji.

Jego kolejnym pomysłem biznesowym była organizacja „dobroczynna”, formalnie służąca edukacji więźniów (a w praktyce sprzedawania im newsletterów Hilla oraz kursów korespondencyjnych jego autorstwa). Przy okazji zbierania donacji na tą organizację Hill musiał dużo podróżować po kraju – co było mu bardzo na rękę, bo lista ścigających go wierzycieli była już wtedy naprawdę wielka. Na tyle wielka, że zaczął trafiać do gazet też w tym kontekście (przy której to okazji wyszło, że datki na organizacje trafiały wprost do kieszeni Hilla). Sam Hill oczywiście twierdził, że jest niewinny i to władze więzień itp. zawłaszczały sobie pieniądze z jego organizacji.

Hill spędził kolejne lata podróżując po środkowych stanach USA, sprzedając newslettery, kursy korespondencyjne i wykłady. Gdzie tylko mógł, starał się zyskiwać rozgłos, nieważne w jaki sposób – np. podczepił się pod sprawę morderstwa dziennikarza Donalda Melletta w Canton, przedstawiając się jako bliski przyjaciel Melletta… I ktoś czyjego książkę Mellett chciał wydać, no bo czemu nie? Sam dziennikarz oczywiście nie żył już i nie mógł zaprzeczyć.

W 1928 Hill wrócił na wschodnie wybrzeże i w Filadelfii znalazł kogoś skłonnego wydać jego książki. Aby tego dokonać, pożyczył pieniądze od szwagra i wynajął wielki apartament w modnym hotelu -wszystko po to, by sprawiać wrażenie człowieka wielkiego sukcesu. Zadziałało to na tyle, że Hill podpisał umowę na wydanie swojego cyklu „Prawa sukcesu”. Książka nie była wielkim hitem, ale z czasem zaczęła faktycznie przynosić mu spore zyski. Na tyle duże, że kupił sobie Rolls-Royce’a oraz wielką posiadłość i sprowadził do niej swoją żonę z trójką dzieci (przez ostatnią dekadę widywał się z nimi bardzo rzadko).

Był 1929 rok, gospodarka wydawała się kwitnąć, wszyscy wciąż cieszyli się szalonymi latami 20-tymi, nic dziwnego, że książka Hilla nieźle się sprzedawała… A potem był 24 października 1929 roku. Czarny czwartek, największy krach na Wall Street w historii. Zaczęła się Wielka Depresja. Posiadłość Hilla niedługo skończyła na licytacji za długi, żona z dziećmi wrócili do rodziny, a Hill obiecywał tylko jak to się odkują dzięki kolejnej książce. Ta jednak okazała się wielką klapą.

We wzorcu zachowań, który powinien być już znany, Hill rozważał tutaj różne metody szybkiego dorobienia się (np. konkurs na stypendium dla licealistów za przerobienie jego książki na scenariusz na film… co wymagałoby, aby każdy najpierw ją kupił i zapewniłoby mu krociowe zyski). W tym czasie wiązał jakoś koniec z końcem pracując w firmie mającej wyprodukować pierwszy w historii film mormoński. (Po wielu przejściach film się ukazał, ale poza mormońskim stanem Utah był ogromną klapą.) Próbował też wydawać szereg kolejnych pism o sukcesie, ponownie próbował też założyć korespondencyjną uczelnię.

Hill twierdzi też, że to w tym czasie zgłosił się do niego Franklin Delano Roosevelt i zaangażował go w pracę nad jego polityką New Deal. Ponownie poza własnymi twierdzeniami Hilla brak jakichkolwiek dowodów na taki przebieg spraw, a nawet na jakikolwiek kontakt Hilla z FDR.

W tym samym czasie jego żona, Florence, rozwiodła się z nim po latach zaniedbań ze strony Napoleona. Był to dla niego duży cios – nie ze względu na utratę bliskiej relacji, niczego takiego nie było. Problemem była utrata źródła finansowania, jakim była rodzina żony. Rok później Hill ożenił się po raz czwarty, ze świeżo poznaną słuchaczką jego wykładów. Bez grosza przy duszy, zamieszkali z jednym z synów Napoleona i jego żoną w Nowym Yorku, ale dość szybko nieprzyjemny charakter Napoleona skłonił ich do zostawienia Hillów. Nowa żona z umiejętnościami sprawnej korekty i redakcji tekstu, plus pożyczka ze strony syna pomogły jednak Napoleonowi skończyć jego główne dzieło – „Myśl i bogać się”.

 

Książka trafiła na głodny rynek, zmęczony wyrzeczeniami ostatnich lat i szukający ucieczki i nadziei. Książka stała się wielkim hitem i przyniosła autorom (rola żony -redaktorki jest tu nie do przecenienia) ogromne pieniądze. Które błyskawicznie wydali – w ciągu dwóch lat małżeństwo Hillów znów ścigali wierzyciele. Aby wspomóc sprzedaż książki, wymyślili kolejny skok na uwagę medialną – ogłosili, że adoptują 15 dzieci i wychowają je na obywateli wolnych od negatywnego wpływu społeczeństwa. Pomysł nigdy nie został zrealizowany, ale po raz kolejny zdobył uwagę prasy – co przełożyło się na wzrost sprzedaży książek.

Mniej więcej w tym okresie Hillowie angażują się w działania pewnej sekty („Mistrzów Metafizyki”), gdzie zyskali natychmiastowy status dzięki książkom Napoleona. Sekta działała przy tym w stylu mocno znajomym już na tym etapie, sprzedając udziały w przyszłej utopii dla wiernych. Pojawiały się też zgłoszenia o kradzieży kosztowności bogaczy odwiedzających siedzibę sekty w poszukiwaniu duchowego wglądu. Kult w końcu upadł w atmosferze skandalu (powiązanego m.in. z rzekomym biznesem proponowanym guru przez Napoleona ;) ).

Równolegle Napoleon napotkał na nowe problemy – jego czwarta żona rozwodziła się z nim, zostawiając go bez grosza przy duszy. Przy okazji wydania „Myśl i Bogać Się”, małżeństwo podpisało rozdzielność majątkową, a Hill przepisał wszystko co miał na żonę – wszystko dla uniknięcia ścigających go wierzycieli. Ta teraz skrzętnie to wykorzystała i podczas jego podróży biznesowych rozwiodła się i sprzedała cały jego majątek.

 

Bez grosza przy duszy, Hill ruszył w drogę. w Clinton w Południowej Karolinie zaprzyjaźnił się z lokalnym wydawcą, który załatwił mu posadę na uczelni oraz pomógł w wydaniu jego kolejnej książki („Mentalny Dynamit”, kolejna kolosalna porażka). Niedługo potem ożenił się po raz piąty. Mimo porażki jego książki, Hill twierdził, że była tak dobra, że osobiście zamówił ją Mahatma Ghandi. Dowodów rzecz jasna brak.

Przez kolejne lata Hill – tym razem na zachodnim wybrzeżu – żył z wykładów motywacyjnych, występów radiowych i kursów korespondencyjnych. Po latach mniejszych i większych machlojek spotkał wtedy mistrza w swoim własnym fachu – W. Clementa Stone’a. Stone znany był jako wyjątkowo bezwzględny i manipulatywny sprzedawca ubezpieczeń, pierwowzór negatywnych stereotypów na temat tej branży. Ich współpraca – skupiona na sprzedaży kursów rozwojowych – nie przyniosła jednak większego sukcesu.

Do końca życia Hill dorabiał mniej lub bardziej udanymi przemowami motywacyjnymi i próbami platformowej sprzedaży różnych kursów i produktów. Paradoksalnie większą sławę zyskał po śmierci, dzięki założonej w 1963 roku Fundacji Napoleona Hilla. To ta organizacja, promując go pośmiertnie jako geniusza i wizjonera i popularyzując jego niestworzone opowieści zbudowała legendę Hilla.

 

Podsumowując:

Czytając historię Hilla nie sposób nie czuć pewnego nieco spaczonego podziwu. Patrząc na jego nieograniczoną energię w wymyślaniu kolejnych „genialnych sposobów na szybkie dorobienie się” nie sposób nie zastanawiać się jak potoczyłoby się jego życie, gdyby udało mu się usiedzieć na tej pozycji menadżera kopalni i uczciwie pracować. Kto wie, czy w ciągu kilkunastu lat nie zostałby faktycznie milionerem i nie miał okazji poznać ludzi, o których poznaniu mógł w rzeczywistości tylko kłamać?

Bo to, że kłamał o większości z nich nie powinno na tym etapie budzić jakichkolwiek wątpliwości. Można by przyjąć, że dowody na jedną czy dwie relacje uległy zniszczeniu. Jednak żadnej z nich nie da się potwierdzić, a wszystkie pojawiają się w jego wypowiedziach na długo po śmierci osób, które mogłyby zaprzeczyć. Ewidentnie mamy tu więc do czynienia z kłamcą i mitomanem.

Jeśli chodzi o inne działania biznesowe Hilla. Cóż, powiedzmy tak: dowodów w wielu wypadkach nie mamy, ale statystycznie patrząc, Hill musiał być albo najbardziej naiwnym człowiekiem na Ziemi… Albo zwykłym oszustem. I ta druga opcja wydaje się jednak bardziej prawdopodobna.

 

Hill był niewątpliwie barwną postacią. Był prototypem praktycznie wszystkiego co złe i paskudne w środowisku rozwoju osobistego. Był w końcu osobą po prostu skrajnie nieetyczną i  nieuczciwą. Czas, by uległ zapomnieniu.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Reklama

Początek strony